Rafał Brzęczek – didżej i wielki pasjonat kolarstwa
Rafał Brzęczek z zespołu Brazzers to w ostatnich latach niemal stały uczestnik wszystkich wyścigów organizowanych przez KK Legia 1928. Zobaczcie, co nam powiedział w niedzielę w Kucharach Królewskich o rozegranych tam zawodach, naszym cyklu Legia MTB Maraton oraz swoich życiowych pasjach…
Od kiedy jeździ Pan na rowerze?
Tak intensywnie to od 2008 roku.
Rozumiem, że wtedy zaczął Pan startować w wyścigach. A pamięta Pan kiedy w ogóle zaczęła się Pana przygoda z rowerem?
To było tak w wieku 13-14 lat, trenowałem w „Społem”, głównie na torze i odrobinę na szosie.
Kiedy zadebiutował Pan w maratonach rowerowych?
To było gdzieś około 2008 roku w Mazovii.
Od kiedy bierze Pan udział w cyklach organizowanych przez Klub Kolarski Legia 1928?
To już drugi rok.
Czy startuje Pan zarówno w letnich jak i zimowych cyklach KK Legia 1928?
W zimowych chyba byłem tylko dwa razy, bo mi palce u stóp zmarzły i stwierdziłem, że to nie dla mnie (śmiech).
Co się Panu podoba w cyklach KK Legia 1928?
Frekwencja. To że nie jest zbyt duża, że nie ma takiego chamstwa jak na takich dużych maratonach, gdzie często są krzyki: „do lewej”, „do prawej”, „nie zajeżdżaj”. Oprócz tego bardzo podoba mi się jeszcze fakt, że jeździ się na rundach. Ja akurat to lubię. Wolę jak są kółka, niż tak jak na tej Mazovii, co jeszcze raz wspomnę, gdzie jeździ się po piachach i teren nie jest zróżnicowany.
Która z tras w naszym cyklu najbardziej się Panu podobała?
WAT. To miejsce zrobiło na mnie wrażenie. Tam w sumie więcej było więcej kręcenia niż takiej płynnej jazdy. Dało mi się to we znaki. Bardzo fajna trasa.
Czy jest coś, co powinniśmy jeszcze poprawić w naszym cyklu?
Nie. Ja jestem bardzo zadowolony, co widać, gdyż jak tylko praca pozwala, to jestem na każdej możliwej edycji.
Czy kolarstwo to największa Pana sportowa pasja, czy też ma Pan jeszcze inne?
Sportowych to już nie, a spoza sportowych, to mogę się pochwalić, że jestem jeszcze didżejem.
Czy to jest Pana praca?
Tak, to praca.
Czy udaje się Panu pogodzić tę pracę z pasją do kolarstwa?
Zamieniam się z kolegami, żeby się chociaż sześć godzin przespać przed wyścigami. Czyli wczoraj na przykład grałem do drugiej, koło trzeciej położyłem się spać, wstałem o ósmej i przyjechałem tutaj.
Jak często Pan trenuje?
Taki cykl treningowy to mam dwa razy w tygodniu. Później jeden dzień przerwy i później następne dwa, sobota to albo start albo odpoczynek, no i niedzielę z reguły start.
Ile mniej więcej kilometrów pokonuje Pan podczas jednego treningu?
Podczas treningu staram się tak 60 – 70 kilometrów zrobić. Trenuję głównie na szosie.
Czy wolny czas też spędza Pan aktywnie, na rowerze?
Tak. Nawet na wakacje z rodziną muszę zabrać ze sobą rower. Z takich ciekawostek, to zabrałem go kiedyś do Grecji i wszyscy myśleli, że mam jakiś sprzęt do nurkowania, bo tam jeszcze nikt w dziejach tego biura podróży z którym jechałem nigdy nie zabrał roweru. W Salonikach to się tak zakręcili, że rower w drugą stronę pojechał mi za darmo, nawet nie wiedzieli co z tym „fantem” zrobić.
Jest Pan zadowolony z dzisiejszego występu?
Tak. Powiem szczerze, że nie myślałem, że się to wszystko porwie. Myślałem, że jedną grupą wjedziemy na metę, a gdzieś, chyba na przedostatnim kółku ktoś mocniej przycisnął i stało się. Najpierw nas jechało czterech, potem zostało trzech i tutaj na samym końcu mnie też już „urwali” i wjechałem na metę jako trzeci, samotnie.
W Kucharach jesteśmy po raz pierwszy. Jak ocenia Pan tutejszą trasę?
Dla mnie za płasko trochę. Powiem szczerze, że lubię jak jest trochę więcej górek.
Czy zamierza Pan startować w kolejnych wyścigach naszego cyklu w tym sezonie?
Tak. W Legii tak. Jak tylko praca mi pozwoli, to będę na każdej edycji. Mówię to tutaj uczciwie.
Super, bardzo nas to cieszy. A jaki jest Pana cel w naszym cyklu w tym sezonie? Miejsce na podium w klasyfikacji generalnej?
Nie wiem. Powiem szczerze, że przez mój charakter pracy, to będzie ciężko. A ile trzeba zaliczyć edycji, żeby być sklasyfikowanym?
Dziewięć.
No to może się uda. Jak gram gdzieś w klubie, to zawsze mogę się z kimś zamienić, więc koło drugiej czy nawet pierwszej jestem w stanie zejść i na tą dwunastą dojechać na zawody. Im późniejsze są starty tym dla mnie na pewno lepiej.
Czy startuje Pan również w szosowych wyścigach?
Nie. Kiedyś jeździłem w ŻTC, to jak jeszcze były rowery inne, czyli góralem można było jechać szosową oponą. Później parę razy wystartowałem na normalnej szosie, ale niebezpiecznie tam było.
Czy namawia Pan już kolejne pokolenie, czyli swoją córkę, do jazdy na rowerze?
Staram się, ale tutaj jest ciężko. Przez moment właśnie wygrała hulajnoga. Chociaż dzisiaj było trochę płaczu, że nie zabraliśmy roweru.
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia w kolejnych wyścigach.
Ja również dziękuję.
Pozdrawiam, Marta.