Warszawa-Rembertów 05.10.2013. Podsumowanie
Kolarski kolaż na poligonie.
Przedostatni w tym roku etap Legia MTB maratonów odbył się w Rembertowie, słynącym głownie z wojskowych poligonów i Akademii Obrony Narodowej, na której terenie zresztą odbyły się nasze Maratony. Rembertów ma piękną i ciekawą historie zahaczającą obie wielkie wojny. Jednak dziś nie ma to większego znaczenia. Dla nas, entuzjastów kolarstwa Rembertów mieni się jako wspaniałe kolarskie odkrycie. Dotychczas ukrywane pod wojskową klauzulą ściśle-tajności, dziś odkryte i proszę mi wierzyć – to miejsce szybko nie zostanie zapomniane. Bowiem tegoroczny wyścig zostawił wielką czerwoną kropkę na mapie mazowieckiego kolarstwa górskiego. Kropkę mówiącą – Tu warto przyjechać, tu warto się ścigać.
Zanim jeszcze moje lśniące w jesiennym słońcu auto zdążyło przejechać doniosłą bramę Akademii Obrony Narodowej, powietrze wypełnił równy dęty rytm orkiestry wojskowej – werble i tuby w perfekcyjnej harmonii prowadziły mnie do celu. Czułem się jak na paradzie zwycięstwa. Oczami wyobraźni widziałem piękne galowe stroje, dumnie wypięte piersi i lśniące od łez zachwytu i szczęścia kobiece oczy. Wszystko zgodnie razem powiewające w rytm. Orkiestra kreowała rzeczywistość. Sunąc wśród dumnych i uśmiechniętych twarzy dotarłem do miasteczka wyścigowego gdzie jak zostałem uprzedzony przez organizatorów planowany będzie honorowy start. Zgasiłem auto, zgasło i radio. Zapanowała niszczycielska cisza, świat jak by przez nią wessany zapadł się w sobie. Znikła defilada, znikła orkiestra, wszystko znikło. Piękne kobiety, też znikły… Pełen obaw otworzyłem oczy. Mrugnąłem, dla pewności powtórzyłem zabieg. Mrugnąłem ponownie. Nic to nie zmieniło. Przede mną rozpościerał się widok równie oszałamiający jak wyśniona w rytm radia wizja. Zatopione w słońcu, dostojne, miasteczko wyścigowe. Kolaże kłębiący się jak ławica przygotowywali się do startu. Ich srebrzyste łuski szprych migotały wesoło. Z głośników akompaniował spokojny głos speakera. Było… nadzwyczajnie! Dodać jeszcze muszę, że za sprawą wojskowych sił sprawczych miasteczko zostało rozbudowane, w stosunku do poprzednich edycji maratonu, o przeróżne stoiska. Można było tam kupić plastikowe granaty, dowiedzieć się więcej o Akademii Obrony Narodowej, lub porostu postrzelać z łuku. Na scenie natomiast odbywały się pokazy energetycznego tańca. Nadzwyczajnie. Widowiskowo z przytupem!
Równie okazały był start. Oczywiście honorowy. Po odbijającym się echem wystrzale zawodnicy powoli ruszyli tworząc kolorowy i leniwy peleton, powoli szykujący się do biegu. Przesuwające się pod napiętą skórą mięśnie kalkulowały siły.
Kolejny wystrzał, tym razem na ostro. Zabłyszczało! Kolarze zniknęli z pola widzenia. Rozciągnięty peleton pękł pod naciskiem poligonu. Przyspieszające nieustannie czoło powoli gubiło mniej silne, lub po prostu mniej ambitne zaplecze. Pędząc wśród niewybuchających niewypałów zawodnicy nieubłaganie zbliżali się do mety…