Rozmowa z Markiem Gąsiewskim – sędzią głównym Legia MTB Maratonów
Reporter: Dzień dobry. Jaką Pan pełni funkcję na Legia MTB Maratonach?
Marek Gąsiewski: Jestem sędzią Polskiego Związku Kolarskiego, a na zawodach Legii jestem sędzią głównym. Mam przyjemność piastować to stanowisko już od kilku edycji. Można powiedzieć, że razem z koleżankami mamy tu doświadczenie wieloletnie… Sędziuje się nam tutaj bardzo dobrze, w związku z normalną liczbą zawodników, nie jest to trudne zadanie. Możemy się obyć bez chipów. Ponieważ posiadamy kamerę, która spisuje numery, kamerę która łapie czas, no i plus nasze doświadczenie pozwalające na prawidłowe wyłapanie kolejności zawodników na mecie.
R: A czy mógłby Pan spróbować wytłumaczyć laikowi, kim tak naprawdę jest Sędzia Główny? Jakie obowiązki niesie ze sobą ta funkcja?
MG: Sędzia Główny, na wszystkich zawodach odpowiada za przepisowe przeprowadzenie imprezy. Oczywiście jak tylko są jakieś sporne sprawy to w porozumieniu z organizatorem – w tym przypadku z Panem Marcinem Wasiołkiem, który jest dyrektorem tych wyścigów – stara się znaleźć polubowne rozwiązanie. Sędzia musi uzgadniać, co się zdarzyło, jakieś pomyłki na trasie – zawodnicy pomylili trasę – byliśmy nawet w stanie puścić jeszcze raz zawodników na trasę bo po kilkunastu kilometrach zawodnicy tak się zamotali, że nadjechali z drugiej strony. No i trzeba było jakoś z tego wybrnąć. Mimo, że teoretycznie przepisy nie pozwalają na takie działanie – zawodnik jest zobowiązany do prawidłowego przejechania trasy. Trasa zawsze powinna być dobrze oznaczona – i jest. Tylko czasem, zawodnik schowa głowę w kierownicę i nie patrzy – jedzie.. Zdarzali się też, kilka lat temu, dowcipnisie, którzy przepinali taśmy, zrywali – wtedy zawodnicy mylili trasę nie ze swojej winy i wtedy sędzia główny, w porozumieniu z organizatorem, albo anulował wyścig – bo taką też miałem sytuację, albo zaliczał jakiś tam czas – to są oczywiście sporadyczne przypadki.
R: Czy sędziowanie na zawodach pół profesjonalnych, jakimi są Legia MTB Maratony różni się bardzo od sędziowania na wyścigach w pełni profesjonalnych? Czy na amatorów trzeba trochę przymknąć oko i traktować ich ulgowo?
MG: Nie, nie przymykamy oka, to są zawody sportowe i wedle takich reguł są rozpatrywane. Jedyne czym to się różni od zawodów w pełni profesjonalnych – tutaj startują zawodnicy o różnym stopniu wyszkolenia, na przykład zwycięzca jechał w czasie 1:36 a ostatni w dwie godziny i cztery minuty – tak to się dzisiaj kształtowało. Jeżeli zawody są rozgrywane na rundach i te rundy są w miarę krótkie, to się mogą zdarzać duble. Przepisy stanowią o tym, że zawodnik musi je ukończyć, ale często dla dobra zawodnika, bo widzimy, że – jak to się mówi – powłóczy nogami, dziękujemy mu żeby tego ostatniego okrążenia już nie jechał i zawodnicy z tego korzystają. Potem doliczamy mu czas rundy, takie działanie dla dobra zawodnika i innych uczestników, którzy by musieli czekali na dekoracje, czasami taką podejmujemy decyzję. Mieliśmy taki przypadek, że na jedną Panią musieliśmy czekać półtorej godziny – a ona postawiła sobie za cel, że przejedzie najdłuższy dystans.
R: Ambicja..
MG: Tak, ambicja. Była ona jedyna w kategorii, miała wygrany wyścig i nawet gdyby po dwóch okrążaniach skończyła miała by zaliczone, ale chęć walki była większa. No ale tak to czasem wygląda…
R: Zgadza się.. Dziękuję Bardzo i do zobaczenia na następnej edycji…
MG: Tak, jest widzimy się w Klwowie 10 sierpnia. Do wiedzenia!