Czerwonka – rozmowa z Lucjanem Stefankiem trenerem ULKS Józefina

czerwonka-0359

 Nr 54 – Justyna Banasiewicz ULKS Józefina

Reporter: Witam na początek poproszę Pana, żeby się Pan przedstawił i opowiedział kilka słów o sobie.

LS: Moje nazwisko Stefanek Lucjan, aktualny trener ULKS Józefina. Moje początki to LZS Wilkołas w Woj Lubelskim, później przeniosłem się na wybrzeże i tam trenowałem kolarzy WLKS Neptun Pruszcz Gdański. Wtedy właśnie dwóch moich zawodników jechało w Wyścigu Pokoju – Bielski i Wojtas w 1978 roku. Wojtas wychowanek – był piąty na olimpiadzie w Moskwie…

R: Czy zanim został Pan zawodowym trenerem był Pan zawodnikiem?

LS: Nie. Moje początki są takie, że biegałem bardziej… Mój brat jeździł i ciągle przegrywał – ja mówię jak ty to robisz. A on mówi:  taki mądry jesteś to jedź. No i ja pojechałem. Ale to starty, moim zdaniem, wtedy były lepsze –  jak początkujący zawodnik przychodził to startował w wyścigu dla nie stowarzyszonych – czy był stary czy młody. I wystarczyły trzy wyścigi w pierwszej trójce i przerzucali kategorie wyżej. Dzisiaj jak przyjdzie senior, na przykład, i startuje z takimi jakby zawodowcami to nie ma żadnych szans. A w tedy, mógł startować i miał prawo przechodzić powiedzmy kategorie wyżej – zależało to od tego co prezentował swoją osobą.

R: No tak, ale to w kolarstwie zawodowym. Proszę powiedzieć jak z perspektywy kolarstwa zawodowego ocenia Pan kwitnący rozwój kolarstwa amatorskiego?

LS: Pytanie jest skomplikowane. Zmieniły się czasy, po prostu brak sponsorów, którzy by gwarantowali środki na utrzymanie młodych zawodników. W tej chwili środki które są z samorządów, w niektórych samorządach są dosyć znaczne natomiast, akurat u mnie są to środki skromne i praktycznie trzeba samemu dokładać. Nawet na zawody samochodem jeżdżę za własne pieniądze i nikt mi tego nie zwraca. Jakiś tam ryczałt mam niewielki, który pozwala częściowo finansować niektóre rzeczy. Natomiast naprawy – sam, społecznie. Szukanie sponsorów samemu – jest niby zarząd. Ale zarząd to są ludzie pracujący, nie mają czasu na działanie. Ja jestem na emeryturze – nie mam co robić z wolnym czasem więc akurat tym mogę się zająć.

R: Rozumiem, a proszę powiedzieć jak w tych trudnych czasach wyglądają osiągnięcia Pana drużyny kolarskiej?

LS: No w tej chwili, drużynowo, to my tu jesteśmy w pierwszej trójce na pewno, może nawet prowadzimy. Staramy się jakoś zadziałać z tą młodzieżą, ale różnie to bywa. Czasem, niechęć czasem pech nas prześladuje – ostatnio dwóch naszych zawodników ma nogi w gipsie i to tak z głupia frant,  bo pojechali sobie na deskorolkach. Byli to zawodnicy, którzy z trojki nie wychodzili w swoich kategoriach. Takie jest życie…

R: Czy wśród Pana podopiecznych są kandydaci na zawodowców?

LS: Trudne pytania Pan zadaje, bo żeby wyjść po za amatorski pułap to musieli by mieć zagwarantowane powiedzmy ściganie na takim wyższym poziomie. Ja muszę powiedzieć, że akurat ode mnie odeszło kilku zawodników, poszli do innych klubów – są to mistrzowie polski z predyspozycjami – Gdyby tylko starczyło im ambicji i zaangażowania – bo to też jest bardzo ważne. W ubiegłym roku taki jeden z zawodników, wygrywał wszystko i był zaangażowany, a tym sezonie miesiąc go na treningu nie było – to tu, to tam wymówka – i skutki są takie jakie są. Tego się nie da oszukać, na rowerze po prostu swoje trzeba wysiedzieć, w szachach można pomyśleć i zagrać, natomiast na rowerze trzeba na tej tylnej części ciała, po imieniu, odsiedzieć swoje godziny.

R: A czy startuje pan ze swoją drużyna w innych zawodach? Czy tylko w Legii MTB maratonach?

LS: We wszystkich startujemy! Startujemy w przełajach, w czwartkach kolarskich i w wielu wyścigach szosowych. Z tym, że głównie ograniczamy się do wyścigów szosowych – z uwagi na brak środków finansowych – to wszystko kosztuje.

R: znaczy to, że Legia jest jedynym wyścigiem MTB w którym startujecie?

LS: tak, od czasu do czasu startujemy w eliminacjach do olimpiady młodzieży – ale w tym roku nie startowaliśmy – jakoś się nie złożyło – kontuzja potem brak pieniędzy i czasu… Muszę powiedzieć, że moją wychowanką jest nie kto inny jak Luiza Złotkowska – nasza srebrna medalistka z Soczi. Zaczynała jako kolarka, w tej chwili czasem się pokazuje jako kolarka ale głównie na te łyżwy – ponieważ tam miała takie warunki jakich by w Polskim związku Kolarskim nie dostała. W Polskim Związku Łyżwiarstwa Szybkiego dostała dwa rowery – górski  i szosowy – takiej marki, że ja w klubie nie mam takich.

R: Jak ocenia Pan Legię MTB Maratony? Organizacje, trasy, itp..?

LS: Jest to jeden z cyklu przygotowań i podniesienia poziomu – najlepszy trening nie zastąpi  prawdziwego wyścigu. To jest taka, stara reguła kolarska. Dlatego, że nie zna się przeciwników – to raz.  Druga sprawa, zawodnicy mobilizują do tego wysiłku, natomiast na treningu wszyscy znają się jak łyse konie – a tego to ja znam i nie będę go gonił i tak dalej. Natomiast jak się ściga z przeciwnikiem to różnie może być..

R: Czyli  każda edycja Legii jest dla Pana zawodników jakimś wyzwaniem?

LS: Na pewno, na pewno, nie tylko dla moich zawodników. Dla wszystkich. Każdy chce wygrać a zwycięzca może być tylko jeden!

R: Dziękuję bardzo i do zobaczenia na następnym etapie Legia MTB Maratonów.

Skip to content